,,Jeśli chce się dokonać niemożliwego, trzeba uwierzyć, że to możliwe..."
Kilka minut temu przyjechałam pod swój blok? Sama nie wiem
jak to nazwać. Mieszka tutaj też chyba trener i kilku zawodników. Taki skoczny
apartamentowiec. Odebrałam klucze z recepcji i pognałam na drugie piętro.
Mieszkanko całkiem mi się podoba. Fioletowe ściany, czerwone zasłony, czerwona
kuchnia, biały stolik. Ogólnie całe jest utrzymane w takiej kolorystyce. Jakby
zaprojektowane specjalnie dla mnie. Chociaż, skoro ojciec załatwił mi tu pracę,
to lokum też na pewno jest jego sprawką. Nieważne. Nie chce mi się o nim pisać.
Byłam zmęczona. Potwornie. Kocham spanie. Problem w tym, że
za 10 minut (o zgrozo! Tak szybko?) mamy jakieś tam spotkanie powitalne. Chyba
dla mnie. Nie mam nic przeciwko. Może nawet się z kimś zakumpluje? Żart. Nie
mam ochoty tam iść, ale co mi pozostaje? Po marnych studiach fotograficznych w
Warszawie i biegłej znajomości angielskiego i (uwaga, uwaga!) norweskiego nie
pozostaje mi jednak nic innego.
Muszę się przebrać. Kolejny
problem. I kolejny raz ,,cukierkowe” oblicze. Strasznie mnie denerwuje.
Czasami. Hm… Nie to żebym tam męża szukała, ale nawet niektórzy są przystojni,
więc… Sukienka nie, bo zbyt szykownie. Dresy? Za mało elegancko. Wiem! Biorę
żółtą koszulkę z długim rękawem (macie pojęcie jak tutaj jest zimno? Jedyne 15
stopni), szarą bluzę i szare leginsy. Niech się nacieszą obrazem mojej pięknej
sylwetki. A co?
Chciało mi się śmiać. Jakbym się
naćpała (a słowo daję, że nic nie brałam), bo kiedy zobaczyłam swoje odbicie w
lustrze, mogłam śmiało stwierdzić, że takiej idiotki jeszcze nie widziałam. W
sumie to nawet mi to odpowiada. Jestem ładna i przy tym bystra. Czego chcieć
więcej?
Wreszcie zeszłam do Sali klubowej.
O MAMUSIU!!! Chyba zaraz zejdę. Mówiłam, że dzieci? Że bachory? Ba, nawet
gorzej. Jeden (zdaje się Daniel) trzymał bukiet czerwonych róż, z jakże uroczym
uśmiechem. Już działał mi na nerwy. Niesamowite. Drugi (Andreas?) miał w rękach
jakiś prezent. Reszta (czyli 4 skoczków, bo była to kadra A) trzymała po
baloniku. A trener był kwintesencją. Tort. Aż boję się pomyśleć, co mój
ukochany tatuś im o mnie naopowiadał. Wyglądali przekomicznie, dlatego nie
mogłam się powstrzymać i cyknęłam im fotkę. Potem któryś z nich, beż żadnego
słowa wyrwał mi aparat z ręki i miałam dzięki niemu również moje zdjęcie z
bandą tych przygłupów.
-Witamy w Norwegii! – rzucił
trener.
-Witamy w kadrze – zawtórowali mu
chórkiem skoczkowie.
-Witam was! – odpowiedziałam ze
śmiechem, no bo kto normalny po ,,witam” mówi jeszcze raz ,,witam”?
-Zdmuchnij świeczki – polecił
Alexander.
No to zdmuchnęłam. Daniel wręczył
mi bukiet. Całkiem, całkiem (i bukiet i Daniel). Co ja mówię. Bukiet ładny.
Skoczek nie.
Było fajnie.
Odpakowałam prezent. Kapcie tygryski. Pomysł, cóż. Na bank Daniela. Ale
przynajmniej było zabawnie. Posiedzieliśmy razem, zjedliśmy po kawałku ciasta.
Zaczęliśmy pić herbatkę. Siedziałam jakimś dziwnym trafem obok Tande. Co za
cholera.
-Skąd jesteś? Ile masz lat? Jak
masz na imię? – pytali po kolei.
-Jestem z Polski! Mam… dziewczyny
nie pyta się o wiek. Dominika to ja – przedstawiłam się z uśmiechem.
Daniel
Nigdy, ale to przenigdy nie
widziałem takiej pięknej dziewczyny. Jest nawet zbyt piękna. Każdy tak się w
nią wpatrywał. Ja z resztą też. Jest zjawiskowa. I taka tajemnicza. Chciałbym
ją rozgryźć. Dowiedzieć się kim tak naprawdę jest.
Dominika
Jak on się na mnie patrzył. O
zgrozo. Jakby chciał mnie zjeść żywcem. Ten koleś działa mi na nerwy. Do tego
wygląda jak Ken. Ratunku!!!
-Jesteście wszyscy bardzo mili,
ale po długiej podróży jestem bardzo zmęczona. Nie gniewajcie się, pójdę już –
powiedziałam.
-Jasne. To zrozumiałe. Jutro
zapraszam na trening. Odbędzie się w Sali naszego zespołu. Wyśle ci mailem
adres – odpowiedział trener.
-Do zobaczenia – powiedziałam i
posłałam im buziaka ręką.
Wyszłam. Zastanawiałam się, jak
dużo czasu zajmie Danielkowi dogonienie mnie. Eh. Życie bywa takie
przewidywalne. O, już jest. Szybko. Nie minęła nawet minutka.
-Może mógłbym cię odprowadzić? –
zapytał.
-Wiesz, sama raczej trafię na
drugie piętro, ale jeśli tak bardzo ci zależy – odparłam.
-Nie aż tak bardzo, ale i tak cię
odprowadzę.
Jaki dobry z niego chłopak. Nie to
żebym każdego jakoś specjalnie odstraszała. Wydaje się być miły, ale do cholery
dopiero go poznałam. Co to, to nie. Trzeba się poznać (o ile z moimi
doświadczeniami i charakterkiem to jest możliwe).
Daniel
Jak bardzo chciałbym ją pocałować.
To nic, że dopiero co się poznaliśmy. Ciekawe czy się zgodzi. Na to wygląda, bo
po co pozwalałaby mi się odprowadzić? Ale chwila. Ona tylko tak wygląda. A co
jeśli jest całkiem inna niż myślę? Pozory lubią mylić.
-Zaprosiłabym cię na kawę, ale
chyba już za późna pora. Herbatę dopiero piliśmy więc przykro mi, ale tutaj
musimy się rozstać – powiedziała tym swoim melodyjnym głosem.
-Rozumiem. Więc do jutra –
musnąłem jej policzek moimi ustami. Delikatnie. Tak, żeby się zakochała w ich
dotyku.
Dominika
Co za imbecyl! No nie mogę. I ta
jego smutna minka gdy sprytnie go wygoniłam. Bezcenne. Jednak. Hm… Nie. Nie ma
żadnego zastanawiania się. Kolejny idiota. Tak trzeba na to patrzeć.
Ładnie się uśmiechnął. I te jego
usta. Aaaaaaaa! Cholerny Ken. I jak tu nie dać się zwariować?
Boże drogi. Jeszcze tylko 365 dni.
Wytrzymam.
***
Hej kochane!
Jedynka chwilę przed czasem (jeśli dobrze liczę) ;) Musiałam wstawić. Nie mogłam się doczekać :)
Czas teraz bardzo mnie nagli, tak więc nie będę się rozpisywać.
Nauki, a nauki, do tego jeszcze ta pogoda. Grr...
Napiszcie, co sądzicie o tej części. Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania :)
Ściskam i pozdrawiam, dreamer :*
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ