środa, 5 października 2016

Rozdział pierwszy







,,Jeśli chce się dokonać niemożliwego, trzeba uwierzyć, że to możliwe..."








 
 Kilka minut temu przyjechałam pod swój blok? Sama nie wiem jak to nazwać. Mieszka tutaj też chyba trener i kilku zawodników. Taki skoczny apartamentowiec. Odebrałam klucze z recepcji i pognałam na drugie piętro. Mieszkanko całkiem mi się podoba. Fioletowe ściany, czerwone zasłony, czerwona kuchnia, biały stolik. Ogólnie całe jest utrzymane w takiej kolorystyce. Jakby zaprojektowane specjalnie dla mnie. Chociaż, skoro ojciec załatwił mi tu pracę, to lokum też na pewno jest jego sprawką. Nieważne. Nie chce mi się o nim pisać.
Byłam zmęczona. Potwornie. Kocham spanie. Problem w tym, że za 10 minut (o zgrozo! Tak szybko?) mamy jakieś tam spotkanie powitalne. Chyba dla mnie. Nie mam nic przeciwko. Może nawet się z kimś zakumpluje? Żart. Nie mam ochoty tam iść, ale co mi pozostaje? Po marnych studiach fotograficznych w Warszawie i biegłej znajomości angielskiego i (uwaga, uwaga!) norweskiego nie pozostaje mi jednak nic innego.
Muszę się przebrać. Kolejny problem. I kolejny raz ,,cukierkowe” oblicze. Strasznie mnie denerwuje. Czasami. Hm… Nie to żebym tam męża szukała, ale nawet niektórzy są przystojni, więc… Sukienka nie, bo zbyt szykownie. Dresy? Za mało elegancko. Wiem! Biorę żółtą koszulkę z długim rękawem (macie pojęcie jak tutaj jest zimno? Jedyne 15 stopni), szarą bluzę i szare leginsy. Niech się nacieszą obrazem mojej pięknej sylwetki. A co?
Chciało mi się śmiać. Jakbym się naćpała (a słowo daję, że nic nie brałam), bo kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, mogłam śmiało stwierdzić, że takiej idiotki jeszcze nie widziałam. W sumie to nawet mi to odpowiada. Jestem ładna i przy tym bystra. Czego chcieć więcej?
Wreszcie zeszłam do Sali klubowej. O MAMUSIU!!! Chyba zaraz zejdę. Mówiłam, że dzieci? Że bachory? Ba, nawet gorzej. Jeden (zdaje się Daniel) trzymał bukiet czerwonych róż, z jakże uroczym uśmiechem. Już działał mi na nerwy. Niesamowite. Drugi (Andreas?) miał w rękach jakiś prezent. Reszta (czyli 4 skoczków, bo była to kadra A) trzymała po baloniku. A trener był kwintesencją. Tort. Aż boję się pomyśleć, co mój ukochany tatuś im o mnie naopowiadał. Wyglądali przekomicznie, dlatego nie mogłam się powstrzymać i cyknęłam im fotkę. Potem któryś z nich, beż żadnego słowa wyrwał mi aparat z ręki i miałam dzięki niemu również moje zdjęcie z bandą tych przygłupów.
-Witamy w Norwegii! – rzucił trener.
-Witamy w kadrze – zawtórowali mu chórkiem skoczkowie.
-Witam was! – odpowiedziałam ze śmiechem, no bo kto normalny po ,,witam” mówi jeszcze raz ,,witam”?
-Zdmuchnij świeczki – polecił Alexander.
No to zdmuchnęłam. Daniel wręczył mi bukiet. Całkiem, całkiem (i bukiet i Daniel). Co ja mówię. Bukiet ładny. Skoczek nie.
Było fajnie. Odpakowałam prezent. Kapcie tygryski. Pomysł, cóż. Na bank Daniela. Ale przynajmniej było zabawnie. Posiedzieliśmy razem, zjedliśmy po kawałku ciasta. Zaczęliśmy pić herbatkę. Siedziałam jakimś dziwnym trafem obok Tande. Co za cholera.
-Skąd jesteś? Ile masz lat? Jak masz na imię? – pytali po kolei.
-Jestem z Polski! Mam… dziewczyny nie pyta się o wiek. Dominika to ja – przedstawiłam się z uśmiechem.
Daniel
Nigdy, ale to przenigdy nie widziałem takiej pięknej dziewczyny. Jest nawet zbyt piękna. Każdy tak się w nią wpatrywał. Ja z resztą też. Jest zjawiskowa. I taka tajemnicza. Chciałbym ją rozgryźć. Dowiedzieć się kim tak naprawdę jest.
Dominika
Jak on się na mnie patrzył. O zgrozo. Jakby chciał mnie zjeść żywcem. Ten koleś działa mi na nerwy. Do tego wygląda jak Ken. Ratunku!!!
-Jesteście wszyscy bardzo mili, ale po długiej podróży jestem bardzo zmęczona. Nie gniewajcie się, pójdę już – powiedziałam.
-Jasne. To zrozumiałe. Jutro zapraszam na trening. Odbędzie się w Sali naszego zespołu. Wyśle ci mailem adres – odpowiedział trener.
-Do zobaczenia – powiedziałam i posłałam im buziaka ręką.
Wyszłam. Zastanawiałam się, jak dużo czasu zajmie Danielkowi dogonienie mnie. Eh. Życie bywa takie przewidywalne. O, już jest. Szybko. Nie minęła nawet minutka.
-Może mógłbym cię odprowadzić? – zapytał.
-Wiesz, sama raczej trafię na drugie piętro, ale jeśli tak bardzo ci zależy – odparłam.
-Nie aż tak bardzo, ale i tak cię odprowadzę.                                                              
Jaki dobry z niego chłopak. Nie to żebym każdego jakoś specjalnie odstraszała. Wydaje się być miły, ale do cholery dopiero go poznałam. Co to, to nie. Trzeba się poznać (o ile z moimi doświadczeniami i charakterkiem to jest możliwe).
Daniel
Jak bardzo chciałbym ją pocałować. To nic, że dopiero co się poznaliśmy. Ciekawe czy się zgodzi. Na to wygląda, bo po co pozwalałaby mi się odprowadzić? Ale chwila. Ona tylko tak wygląda. A co jeśli jest całkiem inna niż myślę? Pozory lubią mylić.
-Zaprosiłabym cię na kawę, ale chyba już za późna pora. Herbatę dopiero piliśmy więc przykro mi, ale tutaj musimy się rozstać – powiedziała tym swoim melodyjnym głosem.
-Rozumiem. Więc do jutra – musnąłem jej policzek moimi ustami. Delikatnie. Tak, żeby się zakochała w ich dotyku.
Dominika
Co za imbecyl! No nie mogę. I ta jego smutna minka gdy sprytnie go wygoniłam. Bezcenne. Jednak. Hm… Nie. Nie ma żadnego zastanawiania się. Kolejny idiota. Tak trzeba na to patrzeć.
Ładnie się uśmiechnął. I te jego usta. Aaaaaaaa! Cholerny Ken. I jak tu nie dać się zwariować?
Boże drogi. Jeszcze tylko 365 dni. Wytrzymam.


*** 
Hej kochane! 
Jedynka chwilę przed czasem (jeśli dobrze liczę) ;) Musiałam wstawić. Nie mogłam się doczekać :)
Czas teraz bardzo mnie nagli, tak więc nie będę się rozpisywać. 
Nauki, a nauki, do tego jeszcze ta pogoda. Grr...
Napiszcie, co sądzicie o tej części. Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania :) 
Ściskam i pozdrawiam, dreamer :*

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ

czwartek, 22 września 2016

Prolog



















Zazwyczaj mamy różne zdania, na różne tematy. Jednak według mnie, jednoznaczną sprawą jest, że każda dziewczyna ma w swoim życiu dwie opcje : pierwsza – być słodką idiotką ; druga – być zimną suką. Możecie mi wierzyć lub nie, ale mieszanki bywają raczej rzadkością (o ile tylko ja nią nie jestem). Z racji tego, że wyglądam raczej na pierwszą opcję, jestem właśnie tą drugą. Nie to, żebym nigdy nie próbowała (ba, nawet nie była) słodką idiotką, ale z czasem przekonałam się, że bycie zimną suką jest o wiele zabawniejsze. Dajmy na przykład sprawę z jakimś chłopakiem. Podchodzi, myśli : łatwa dziewczyna. Będzie moja. Jednak po pewnym czasie (w zasadzie po podejściu do mojego stolika) przekonuje się, że jest totalnie inaczej. To tak, jakbyście brali do ust landrynkę, a połykali papryczkę chili. Niezła sprawa. Mówię wam.

No i w zasadzie z takim założeniem wyjeżdżałam do Trondheim. Miałam pracować w kadrze Norwegii, jasna sprawa w skokach narciarskich. Wcale, a wcale nie miałam ochoty użerać z tymi baranami. Bo co to za przyjemność po każdej wygranej czy porażce (osobiście ta druga wersja bardziej mi się podoba), podczas lotu albo upadku robić zdjęcia tej samej grupie zawodników? Odpowiedź brzmi: żadna. Mało tego. Codzienna integracja z kadrą ,,żeby była dobra atmosfera”. Już ja im zafunduję atmosferę. Skoki, owszem całkiem lubię, ale skoczkowie? Nieeee. To nie moja bajka. W moich oczach, stado rozwydrzonych bachorów (i do tego przerośniętych).

Boże, za jakie grzechy mnie tam sprowadziłeś?

W sumie to nie powinnam mieć pretensji do Boga (w którego, jak czasem trudno uwierzyć, wierze) i go obwiniać, bo to wina mojego ojca. Cóż. Zawsze chciał być fotografem. Tak więc spełnia swoje marzenia, za pomocą mnie.

Chyba za bardzo się rozczuliłam. Czasem niestety odzywa się moja ,,cukierkowa” przeszłość.

Wysiadłam z samolotu. Pierwsza myśl?

-Chyba się zabije.

Nie mniej jednak szkoda by było takich pięknych blond włosów. Więc misję mam prostą : przeżyć ten rok i stąd uciec. Oby mi się udało…



***

Hej kochane! :)

Sama nie wiem dlaczego, ale naszła mnie ochota na ,,coś” więcej. Coś weselszego, milszego dla oka.
Tak więc zaczynam nową historię. Mam nadzieję, że będzie się ją wam miło czytać.

Dajcie znać, co sądzicie o tej części w komentarzu. Czekam! ;)

Ściskam i pozdrawiam, dreamer :*